MariuszM MariuszM
374
BLOG

Wielkanocne wspomnienie z pogrzebu Jana Pawła II

MariuszM MariuszM Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Alleluja

Jezus Chrystus Zmartwychwstał

Alleluja

Prawdziwie Zmartwychwstał

Alleluja.

 

Świętujemy największą tajemnicę naszej wiary, to jest dobry moment, żeby umieścić na blogu kilka obrazków – wspomnień z Rzymu.

Wczoraj minęły dokładnie dwa lata od pogrzebu Jana Pawła II. Pamiętam wszystko dokładnie, tak jakby to było właśnie wczoraj. Pamiętam te dni nadziei i oczekiwania na cud wyzdrowienia naszego kochanego Ojca Świętego. Pamiętam te dni pełne smutku, kiedy cały Naród płakał po jego śmierci. Pamiętam też ten pogrzeb w Rzymie, dziwny pogrzeb. Jechaliśmy z żoną i przyjaciółmi, przepełnieni bólem, w poczuciu, że żegnamy kogoś wyjątkowego, dla nas bardzo bliskiego, a wracaliśmy pełni uniesienia i nadziei. Tak, ten pogrzeb to było jedno z tych wydarzeń, które naznaczyło mnie na całe życie.

 

Droga

Nie było łatwo wyruszyć w drogę, media robiły wszystko, żeby nas zniechęcić. W dniu wyjazdu stacje telewizyjne i radiowe, zaczęły bombardować informacjami, że z powodu napływu wielkiej ilości pielgrzymów Rzym jest cały zablokowany. Włoskie władze informowały, że większość pielgrzymów nie ma najmniejszych szans na dotarcie choćby w okolice Watykanu, na obrzeżach miasta przygotowywane są parkingi i place z telebimami. Wieczorem, tuż przed naszym wyjazdem, panika medialna osiągnęła apogeum, pojawiły się informacje, że autokary są już zatrzymywane 300 kilometrów od Rzymu. Mocno się zastanawialiśmy, czy jest sens jechać. W sumie to niewiadomo, dlaczego zdecydowaliśmy się zaryzykować, co nami kierowało, że wyruszyliśmy w nieznane, pomimo wszystkich tych informacji. Argument, że mamy już zrobione kanapki był jedynym, który nam przyszedł wtedy do głowy, ale chyba nie to zadecydowało. Zdawaliśmy sobie sprawę, że możemy nie dojechać do celu, że najprawdopodobniej utkniemy gdzieś pod Rzymem. Plac z telebimem, był wtedy szczytem naszych marzeń. Mimo to zapakowaliśmy się i pojechaliśmy, dla Ojca Świętego!

Nie licząc korków na włoskich autostradach jechało się bardzo dobrze. Były momenty na drodze, gdy większość samochodów przed i za nami, miała polskie rejestracje, wstążki na antenach i zdjęcia Ojca Świętego za szybą. Większość mijanych autokarów też była z Polski. Pozdrawialiśmy się wzajemnie, było coś wyjątkowego w tej drodze, wszyscy wiedzieliśmy gdzie i po co jedziemy, to była wielka narodowa pielgrzymka. Bardzo nas to jednoczyło.

 

Gościnny Rzym

Na miejscu okazało się, że informacje o zablokowanym Rzymie są mocno przesadzone. Udało nam się wjechać do miasta, dzień przed pogrzebem i znaleźć nocleg u sióstr Karmelitanek niedaleko od Watykanu. Jeszcze kilka godzin wcześniej taki nocleg wydawał nam się nierealny, tym bardziej, że nie byliśmy przekonani czy w ogóle dotrzemy do Rzymu.

Późnym wieczorem zeszliśmy prawie do samego Watykanu. Watykan był zamknięty, a na około, na okolicznych placykach i skwerach koczowały dziesiątki, może setki tysięcy ludzi. To, co tam zobaczyliśmy było zupełnie inne od tego, czego się spodziewaliśmy. Zamiast atmosfery smutku i przygnębienia, wszystkie ulice na około Watykanu rozbrzmiewały tysiącami głosów w każdym niemal języku, słychać było śpiewy i radosne okrzyki. Duża grupa Polaków częściowo ubrana w stroje krakowskie lub góralskie, głośno skandowała „Polska !, Polska !”, w odpowiedzi na to było słychać „Espania ! , Espania !”, co chwilę słychać było włoskie rytmiczne przypominające śpiew okrzyki „Giovanni Paulo”. Przypominało to bardziej papieską pielgrzymkę lub światowe dni młodzieży, niż pogrzeb. Bardzo mocno dotarło do nas, że tutaj nikt nie myśli, że Ojciec Święty umarł, dla tych setek tysięcy ludzi Jan Paweł II żyje i jest obecny, właśnie tutaj pomiędzy nimi. To było coś niesamowitego, zamiast żegnać Ojca Świętego przyszło nam go witać. On naprawdę był tam obecny, bardziej jeszcze niż wtedy, gdy wędrowaliśmy za nim od miasta do miasta w czasie jego pielgrzymek. Do tej pory brzmią mi w uszach oklaski i okrzyki „Giovanni Paulo”. Wtedy tak wyraźnie odczuliśmy, że śmierć nie jest żadnym końcem, a tylko przejściem z życia do życia, tam tak bardzo realne stało się to, w co wierzymy.

Zrobiło nam się nawet trochę żal, że musimy wracać na wygodny nocleg, i że nie zostaniemy pośród tych ludzi, tak bardzo zjednoczonych i pełnych entuzjazmu.

Włosi okazali się bardzo gościnni. Rozdawali ludziom koce i poduszki, nikomu nie brakowało wody, na chodnikach stały całe stosy zgrzewek z wodą mineralną.


Pożegnanie Ojca Świętego

Sama uroczystość pożegnania Ojca Świętego była niezwykła. To, co czuliśmy to głębokie wzruszenie i wielką wdzięczność za wspaniale spełnione życie Jana Pawła II. To dziwne, ale czuliśmy nawet coś w rodzaju triumfu. To nie był zwykły pogrzeb i nie chodzi tu tylko o to, że był największy, że było tylu możnych tego świata. Ten pogrzeb był niezwykły, bo wcale nie przypominał pogrzebu. To było raczej oddanie wielkiej chwały Bogu i wielkie radosne dziękczynienie za Jana Pawła II.

Kiedy zobaczyliśmy trumnę w jakiej wnieśli Ojca Świętego nie sposób było powstrzymać łez. Ten, którego żegnają teraz miliony, miliardy ludzi na całym świecie, ten który był naszym przewodnikiem, światłem które świeciło wysoko i jasno, leży teraz w prostej drewnianej trumnie a jedynym jej zdobieniem jest prosty krzyż i litera M. I przed taką trumną, pochylają się w hołdzie przywódcy największych potęg tego świata, prezydenci i królowie, którzy przybyli tu z różnych kontynentów tylko po to, żeby się przed tą prostą drewnianą trumną pokłonić. Ciężko było wtedy nie dostrzec, że prawdziwa siła leży nie w bogactwie czy potędze militarnej, ale w pokorze i miłości. Czuliśmy też, że wypełniają się kolejne słowa proroctwa Juliusza Słowackiego z wiersza o słowiańskim papieżu:

Moc mu pomoże sakramentalna
Narodów stu,
Moc ta przez duchy będzie widzialna
Przed trumną tu.

Były jeszcze dwa silnie do nas przemawiające symbole: biały gołąb latający nad Placem Świętego Piotra, a właściwie krążący wokół okien papieskiego apartamentu i wiatr, który rozwiewał szaty kardynałom i przewracał kartki ewangelii położonej na trumnie, po to, aby w końcu zamknąć księgę. Czuliśmy, że to nie jest zwykły wiatr, ale powiew Ducha Świętego. To było takie amen, wypowiedziane przez Pana Boga nad życiem Ojca Świętego, które było jak otwarta księga, z której wszyscy mogliśmy czytać.

Bardzo mocno poruszył nasze serca kardynał Ratzinger, który w prosty i piękny sposób opisał w swoim kazaniu życie naszego ukochanego papieża. Czuliśmy w jego słowach wielki szacunek do Ojca Świętego. A kiedy na koniec swojego kazania kardynał Ratzinger wprost powiedział, że nasz papież jest w niebie, „stoi w oknie domu Ojca” i kiedy zwrócił się do Niego z prośbą o błogosławieństwo, oklaskom nie było końca. Nikt nie miał wątpliwości, dla kogo były te brawa. Ten moment, kiedy przez kilkanaście minut, aż do utraty sił biliśmy brawo i wznosiliśmy okrzyki na cześć Jana Pawła II pozostanie jednym z najpiękniejszych wspomnień w moim życiu. To była chwila, kiedy poprzez łzy wzruszenia docierała do nas z olbrzymią mocą prawda, że nie ma śmierci, że właśnie dziękujemy Bogu za życie Jana Pawła II, który nie umarł, ale przeszedł do wieczności i teraz patrzy z góry na nas. Wtedy też poczuliśmy, że nie możemy zmarnować naszego życia, że musi ono być piękne, takie jak życie Karola Wojtyły, pełne miłości i chwały Boga.

I jeszcze ten widok telebimu, na którym w dużym zbliżeniu widzieliśmy lekko pochyloną, pełną pokory i szacunku twarz kardynała Ratzingera, który nie przerywał braw, ale trwał z nami w tym hołdzie, jaki lud rzymski i miliony ludzi z całego świata składały Ojcu Świętemu.

To były chwile triumfu, wielkich wzruszeń i potężnego działania Ducha Świętego.

Jeszcze w dwóch momentach zakręciła się nam łezka w oku. Przed pogrzebem, kiedy obok nas rozlokowała się starsza Rzymianka widać było, że jest bardzo uboga, może nawet bezdomna i kiedy po wymianie uśmiechów zorientowała się, że jesteśmy z Polski, zaczęła do nas mówić „Grande Papa, grande Papa”. I drugi raz, po pogrzebie, kiedy ludzie powoli opuszczali już plac, na czele grupy Włochów szedł może czterdziestoletni mężczyzna i wołał „Viva Polonia, Grazie del Papa, Viva Polonia”.

Na Placu Świętego Piotra była szczególna atmosfera, jeszcze długo po pogrzebie nie chciało nam się stamtąd wychodzić. Zresztą nie tylko nam, duża grupa Polaków z flagami i transparentami zgromadziła się na środku placu i długo śpiewała polskie pieśni. Była oczywiście „Barka”, „Abba, Ojcze” i inne pieśni i piosenki, które tyle razy śpiewaliśmy na pielgrzymkach idąc na spotkanie z Ojcem Świętym. Widoku górali, którzy w strojach ludowych, przez łzy, śpiewali „Góralu czy ci nie żal…” nie zapomnę nigdy. Kiedy razem z rodakami, którzy przybyli z różnych stron świata pożegnać największego z nas, zaśpiewaliśmy hymn, poczuliśmy prawdziwą wspólnotę, a kiedy śpiewaliśmy słowa …z ziemi włoskiej do Polski… zrozumieliśmy, że czas powoli wracać do domu. Zdałem sobie sprawę, że coś się jednak skończyło. Minęła jakaś epoka, my nie znaliśmy innego papieża, nas wychował Jan Paweł II, to przy nim dorastaliśmy, to on nas uczył wiary. W Rzymie młodzi Włosi mieli takie koszulki z zabawnym zdjęciem Ojca Świętego jak robi sobie z dłoni lornetkę i z napisem: „Generazione JP II”. Kiedy zobaczyliśmy te koszulki uświadomiłem sobie, że my też jesteśmy pokoleniem Jana Pawła II, to On nas ukształtował.

MariuszM
O mnie MariuszM

Jesteś gościem na moim blogu od 3 kwietnia 2007 roku. Moje fotki Polecam posty »Wielkanocne wspomnienie z pogrzebu Jana Pawła II

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości